Przeklęty lasek koło Stołuńska

W Gminie Lipka znajduje się niewielka, malownicza osada – Stołuńsko. Otoczona jest łąkami, polami, a od wchodu okala ją rzeka Stołunia z zalewem, gdzie kiedyś znajdował się młyn wodny. Stąd jej przedwojenna nazwa – Staluner Mühle. Na jednym z pól, jadąc od Lipki do Łobżenicy, po lewej stronie, można dostrzec niewielki lasek. Dosłownie kilkanaście drzew. Trochę dziwny widok. Wygląda jak samotna wyspa na morzu pól. Zapewne gospodarzowi komplikuje trochę prace polowe, ale z pewnością długo nie zniknie z krajobrazu tej krajeńskiej miejscowości, a to wszystko za sprawą legendy, którą skrywa.

Lasek w Stołuńsku
Lasek w Stołuńsku

Przed wojną tereny te wchodziły w skład folwarku należącego do rodziny Goede. Był to gospodarz zaradny i nie mógł narzekać na biedę. Jednak nie do końca był szczęśliwy. Wraz z żoną nie mogli doczekać się potomstwa, a bardzo tego pragnęli. Szukał różnych rozwiązań, lecz nic nie pomagało. Postanowił więc udać się do Berlina, by przyłączyć się do braci masońskiej i tam szukać pomocy. Ich siedziba znajdowała się w pięknym gmachu w centrum miasta. Zdesperowany gospodarz poddał się wszystkim czekającym go rytuałom i obrzędom inicjacji. Na sam koniec czekał go wybór losu na dalsze życie. Stanął przed skrzyniami zdobnymi i musiał wybrać jedną z nich. To co znajdzie w środku zaważy na jego całym życiu. Marzył, aby było w niej coś co sprawi, że jego rodzina powiększy się. Wskazał więc jeden z kufrów, a w nim znalazł siekierę. Wrócił z nią do swoich rodzinnych stron i zaczęło wieść mu się jeszcze lepiej. Zaczęły powstawać nowe budynki gospodarskie – stodoły, szopy, obory. A wszystko zapełniane było bogatymi plonami. Cieszyło go to bardzo, ale nadal nie było szczęścia w jego domu. Żona nadal pragnęła mieć dzieci. Postanowili więc, że adoptują dwóch chłopców. I tak też zrobili. Razem z młodzieńcami zawitało szczęście do ich domu. Lata mijały spokojnie w dostatku i radości. Nadszedł jednak dzień, w którym gospodarz poważnie zachorował. Wydawało się, że nie ma dla niego ratunku. Pomocy postanowił szukać u współbraci z loży masońskiej. Napisał więc list do Berlina. Po niedługim czasie otrzymał odpowiedź. Co w niej było – nie wiadomo. Minęło kilka dni, a głowa rodziny zaczęła odzyskiwać siły. Niestety, źle poczuł się starszy z synów. W ciągu dwóch dni gospodarz wyzdrowiał, a chłopiec zmarł. Wielka była rozpacz matki. Ale żyć trzeba było dalej. I tak mijały kolejne lata, gdy sytuacja powtórzyła się – senior rodu znów zaniemógł. Co było dalej, chyba nie trzeba pisać. Po paru dniach wyzdrowiał, ale odszedł z tego świata drugi z synów. Poświęcił swoje przysposobione pociechy, aby dłużej cieszyć się życiem. Miał tę możliwość, bo jako farmazyn, a tak zwano wolnomularzy, mógł przedłużyć życie poświęcając kogoś innego. Wierzono, że brały w tym udział ciemne moce, bo masoni podczas przystępowania do loży podpisywali cyrograf z diabłem. Ale co z tą historią wspólnego ma wspominany na początku lasek? A to, że tam właśnie pochowani są ci dwaj chłopcy. Legenda jest żywa i dopóki zostanie w pamięci lokalnej społeczności, kępa drzew będzie nadal szumiała nad łanami zboża. A że w miejscu tym działały ciemne moce świadczy kamień, który znajduje się w południowo-wschodniej części lasku.

Kamień w stołuńskim lasku
Kamień w stołuńskim lasku

Jeśli dobrze się mu przyjrzeć, zobaczymy sylwetkę postaci z rogami. To wypalona postać diabła, który maczał palce w wydarzeniach sprzed lat. Ale to nie wszystko. Podobno postać ta czasami znika, a wtedy pewne jest jedno – niedługo w okolicy będzie pogrzeb, bo farmazyn udał się po kolejną swoją ofiarę…

lis 03
Ja wszystko widzę… O farmazynie z Poborcza

Opowieść toczy się w folwarku niemieckiej wolnomularskiej rodziny Mathews (obecne…

lis 03
Przeklęty lasek koło Stołuńska

W Gminie Lipka znajduje się niewielka, malownicza osada – Stołuńsko. Otoczona…

lis 02
O farmazynie, który chciał przechytrzyć śmierć

Wydarzenia z opowieści rozgrywały się na zamarzniętym jeziorze Borówno w samym centrum…

Komentarze

Dodaj komentarz

chat
Dodaj komentarz
keyboard_arrow_up