Proces o czary we wsi Młotkowo w 1692 roku

W czwartek po Zielonych Świątkach (29 maja) 1692 r. we wsi Młotkowo, należącej do dóbr łobżenickich, w obecności szlachetnych panów Wojciecha Kruszyńskiego i Wojciecha Drzewickiego, przybyły z Łobżenicy sąd pod przewodnictwem tamtejszego burmistrza Pawła Fabiana i asesorów: Szymona Wincentego oraz Jana Zdzierskiego, a także pisarza łobżenickiego Andrzeja Kajetana Stefanowicza, rozpoczął przesłuchania kilku kobiet oskarżonych o czary. Były to: Katarzyna Derlina, Regina — dziewka służąca u Szymona Kotarskiego we wsi Gromadno, Anna, którą wygnano wcześniej z Żelazna, Barbara (Barwa) — baba ze szpitala w Gromadnie, i Katarzyna Błachowa z Falmierowa. Wszystkie poprosiły o próbę wody. Jako pierwszą pławiono Reginę, na wodę puszczano ją trzy razy, w tym dwa razy związaną, a raz nie; dwa razy pływała po wierzchu. Następnie pławiono Barbarę, Katarzynę Derlinę i Katarzynę Błachową, wszystkie po trzy razy i wszystkie za każdym razem utrzymywały się na powierzchni wody. 

 

Próba wody, Źródło: https://rebelianci.org/
Próba wody, Źródło: https://rebelianci.org/

Po próbie wody rozpoczęto przesłuchania. Jako pierwsza zeznawała Anna. Przyznała, że prawdą jest, iż „jej ludzie zadawali czarostwo jeszcze w młodości”, a wynikało to z tego, że wynajmowana do pracy dobrze wykonywała swoje obowiązki i „przez to chleb sobie zarabiała i mówili, diabeł jej to nosi”. Nie była to jednak prawda. Co się zaś tyczy szkód, które poczyniono we wsi Gromadno, to ona pojawiła się w tej wsi już po tych szkodach, dwa tygodnie po Wielkanocy. Przeniosła się z Żelaznego do Gromadna nie dlatego, że ją wygnano z tamtej wsi, ale dlatego, że nie mogła tam znaleźć „pomieszkania”. Upomniana przez sąd, aby dobrowolnie przyznała się do tego, o co jest posądzana, rzekła, że jest niewinna. Regina, dziewka służąca u Kotarskiego, która za pierwszym razem tonęła, a dwa razy pływała w trakcie pławienia, zeznała, że ją o czarostwo pomówiono najprawdopodobniej z tego powodu, iż jej gospodarz zeszłego roku zastał ją, gdy drapała się, a nawet „tłukłam od bólu w głowę przystąpiwszy wrót Korczaków, kołatał [wół], który za ścianą na podwórzu leżał”. Czyniła zaś tak, bo miała krosty i „plugastwa dość” we włosach, co jej strasznie dokuczało. Gospodarz, usłyszawszy hałas, przyszedł do niej do izby, a ona była jeszcze ubrana, „bom beła przyszła z karczmy”. Całe to zdarzenie gospodarz „po wsi rozniósł”. Regina prosiła o powtórne pławienie, powiadając, „że ja nie będę pływała, bom niewinna, teraz mnie kat pociągał stryczkiem”. Szkody nikomu nigdy żadnej nie uczyniła, bo nic złego nie umie czynić. Barbara (Barwa), baba ze szpitala, zeznała, że nie wie, dlaczego pływała, jest bowiem niewinna. Podobnie twierdziła Katarzyna Derlina, kmiotka z Gromadna, dotąd bowiem, „poczciwie się zachowała na świecie, dzieck spłodziła pięcioro”. Dodała: „daj Bóg pokarał złe języki, co mnie o to posądzają, czterdzieści lat mieszkałam z mężem moim, a nikt na mnie o to [czary] nie narzekał, teraz niewinnie narzekają”. Kolejna z oskarżonych kobiet, Katarzyna Błachowa, rybaczka z Falmierowa, „także statecznie wymawiała niewinność swoją, powiadając, że ją ludzie wzięli na zęby, a naprzód z tego, że Patajczynej córce zalecał się zięć mój teraźniejszy mielcarz falmierowski, którą potem porzuciwszy, pojął córkę moją, z której to zazdrości taże Patajczyna udawała, żem ja to przez czarostwo sprawić miała”. Drugim powodem jej oskarżenia miało być twierdzenie niejakiego Grodzkiego, który tak pobił swoją żonę, że zmarła, a on oskarżył Błachową, że to ona do tego doprowadziła. Błachowa dodała, że palono czarownice w Białośliwiu i w Łobżenicy, ale jej nigdy żadna z nich nie oskarżyła, „bom niewinna”. Dlaczego utrzymywała się na powierzchni wody w trakcie pławienia nie wie, „atoli wiem to tylko, że mam czyste serce”. 

Do kolejnych przesłuchań doszło dnia następnego, 30 maja 1692 r., tym razem w obecności wójta łobżenickiego Jana Kazimierza Florkowskiego, burmistrzów Stanisława Karpiowskiego i Pawła Fabiana oraz ławników przysięgłych Grzegorza Szendla i Szymona Wincentego. Przed obliczem sądu stanął tym razem Łukasz Przybysz, zagrodnik z Falmierowa, i zeznał, że żona jego „już lat temu cztery powadziła się beła u mielcarza o pomyje z Katarzyną Błachową, rybaczką falmierowską, po tym [zdarzeniu] w polu świniarek dał kamyszkiem cisnął świni w łeb, aż zaraz zdechła. Od tego czasu zaraz poczęło mi zdychać bydło przez lat 3, sztuk 8 rogatego bydła, nie chorowawszy mało co”. Nie wiedział, kto był za to odpowiedzialny, ale n a pewno był to jakiś zły człowiek, a nie Pan Bóg. 

Proces o czary, Źródło: o-historii.pl
Proces o czary, Źródło: o-historii.pl

Oprócz wymienionymi spotkały go dalsze szkody: „jałowicę osobliwie miałem, na pognaniu tę wilk zadrasnął, wziął ziela, nie pomogło, zdechła, łońskiego roku na ostatek żyto mi zniszczało” — skarżył się sądowi Przybysz. Ponieważ „ma porozumienie na tęże Błachową, gotów ją poprzysiąc, jeżeli Jegomość Dobrodziej każe”. Kolejnym wysłuchanym przez sąd łobżenicki świadkiem był kmieć z Gromadna Szymon Kotarski. „Napomniony jako należy sądownie, aby prawdę powiedział szczerą”, opowiedział sędziom, jak to zeszłego roku jesienią, leżąc z żoną w łóżku, usłyszał nad ranem „jakoby gdzieś we troje cepy młócono, a rozumiejąc, że już czas wstawać do roboty”, wyszedł przed dom, przysłuchując się, gdzie to już tak wcześnie wstano do pracy. Nie stwierdziwszy jednak, kto był tak rannym ptaszkiem, wrócił do domu. Gdy wraz z żoną weszli, niosąc ogień do izby, zastali tam służącą u nich Reginę, która dopiero co wróciła z karczmy. Zapytana: „co ty tu robisz Reiko?”, odpowiedziała, że to nie ona tak hałasuje, „a wół Korczaka za ścianą tłucze”. Przed obliczem sądu stanęła następnie „gromada cała” ze wsi Gromadna, z sołtysem Szymonem Gutknechtem na czele, i zapytana została, czy m a jakieś skargi na kobiety obwinione o czarostwo, „a o to osobliwie, że im tak wiele bydła przeszłego roku” zdechło. Pytani zeznali „dobrowolnie, a jednostajnie temi słowy, że my nic a nic przeciwko tym niewiastom nie mamy, a to my o co posądzać mieli, bo nie wiemy przez co ta na nas klęska spadła, czy li przez Boga, czy li przez złych ludzi, cóże mamy na kogo mówić, kiedy nie wiemy, tylko to nam dziwno, że nigdzie bydło nie zdychało wkoło tylko u nas, żeśmy się z tego zniszczeli. Te niewiasty się kiedy z nami wadziły ani nam odgrażały, ani też co złego kiedy o nich albo by je gdzie powołać miano o czarostwo nie słyszeliśmy. Instygatora żadnego na nie między nam i nie masz, lica też żadnego na nie nie mamy, oprócz co tam na tę Reginę Kotarski powiedział”. 

Sąd uznał, że nie pozostaje mu nic innego, jak oddać oskarżone kobiety w ręce kata, aby dowiedzieć się prawdy, czy rzeczywiście są czarownicami i popełniły zarzucane im czyny. Jako pierwsza w ręce „mistrza sprawiedliwości” trafiła Barbara, baba ze szpitala w Gromadnie, „wprzód lekko pociągniona”, następnie „ognia dołożywszy do ciała na różnych miejscach, dłużej nad godzinę z nią o to czyniąc i wszelkiemi sposobami onę do dobrowolnego zeznania przywodząc, jednakże nic nie zeznała ani znać chciała, jedno tylko powtarzając, co w egzaminie po pławieniu zeznawała”. Anna, dziewka z Żelaznego, jako młodsza niż Barbara została srożej potraktowana przez kata, „przez kwadrans ciągniona będąc oraz i paloną, do niczego się nie zeznała, mówiąc, zabijcie mnie, zastrzelcie, nie mam nic na się, patrzcie po księgach w sądzie, gdzie się wam podoba, jeżelim jest powołana albo w czym zamazana, nie znajdziecie. Prawda, że mi za młodości mówiono żem czarownica i że mi diabeł w pracy pomagał”. Na koniec rzekła: „Panowie, proszę jeszcze na wodę niech idę bom ja niewinna, wczoram pływała, bo mnie kat stryczkiem zawściągał”. Sąd przychylił się do jej prośby i zgodził n a ponowne pławienie. Katarzyna Błachowa, rybaczka z Falmierowa, również ponad godzinę była torturowana, ciągniona i „ogniem traktowana”, ale do niczego się nie przyznała. Także ona prosiła o ponowną próbę wody. Również Anna poprosiła o powtórne pławienie; rzucona na wodę utrzymywała się na jej powierzchni, „ani jej woda przyjąć nie chciała”. 

Proces o czary, Źródło: https://tygodnik.tvp.pl
Proces o czary, Źródło: https://tygodnik.tvp.pl

Następnego dnia, 31 maja, przystąpiono do drugich tortur. Jako pierwszą poddano nim Barbarę, która zeznała, że „nic nie umie ani kiedy umiała co złego czartowskiego, bo ją matka tego nie uczeła nigdy, tylko bojaźni bożej”. Nawet gdy „ogniem przez siarkę była palona na bruszczach (?) łokciowych, od ramion począwszy, znowu na piersiach, także i pod kolanami, pytana różnemi sposobami nic nie zeznała, tylko tak mówieła, że ja w diabła nie wierzę anim weń wierzyła, anim m u służyła, który niechaj w piekle mieszka, a mnie od niego Bóg uwolni do dziesiątego pokolenia i do śmierci”31. Pytana przez sąd, „skądby miała taką cierpliwość” znosić taki okrutny ból, odparła, że od Pana Jezusa, „któremu się ona w więzieniu tego we dnie i w nocy poleca się i modli”. Pytana dalej przez sędziów, dlaczego nie krzyczy z bólu, a posypywana była ciągle siarką, odparła: „cóż mam wołać, wiem ci ja, że mnie palicie, boli mnie, ale wszak się tym wołaniem moim wam odgarnę, niechaj Pan Bóg tym płaci”. Mimo dalszego torturowania, gdy „żadnemi sposobami do zeznania przywiedziona być nie mogła”, została po godzinie uwolniona i odniesiona do więzienia. Również Anna, dziewka z Żelaznego, mimo ogromnego bólu, „siarkami palona”, do niczego się nie przyznała. Prosiła tylko, aby ją przebito szablą, żeby nie m usiała dalej cierpieć. Także Katarzyna Błachowa „zapierała się, tak straszne ogniowe cierpiąc upały”, i do niczego się nie przyznała. 

Ponieważ torturowane kobiety nie chciały przyznać się do tego, że są czarownicami i domagały się poddania je ponownej próbie wody, właściciel Łobżenicy kasztelan kaliski Jan Korzbok Łącki postanowił, że w obecności oskarżonych kobiet „wezmą pachołcy chłopca i dziewczynę, których żeby się kat nie tykał, niechże związawszy im ręce i nogi, puszczą ich na wodę wolnosinko [wolniusieńko], jeżeli będą pływać, jeżeli nie będą pływać, wyrwaćże ich zaraz z wody, żeby nie potonęli i dać im wódki, żeby nie pomarzli”. Oskarżone miały przyglądać się temu pławieniu, a następnie same miały zostać poddane próbie wody. Właściciel polecił następnie, aby dwóm oskarżonym i uwięzionym kobietom, które nie były jeszcze torturowane, dać spokój i nie torturować ich, tylko zaczekać do „dalszej mojej dyspozycji”. Te zaś, które były już torturowane dwukrotnie i mają być oddane na trzecie tortutry, „niechaj torturują i konfesat nikomu nie pokazywać”. Potem Łącki nakazał: „Te zaś drugie czarownice, żeby w stodołach siedziały pod wartą i żeby im dawali jeść i pić co mogą, żeby jednego do tego ordynować choć pachołka, który im niech z dwora bierze i gotuje i piwo ze dwora, żeby się białogłowa nie tykała, a żeby pachołek im gotował jeść”. Nakazał również wymianę składu sędziowskiego, polecając Aptekarza, Nawrockiego, Malarza, Wincentego i pisarza miejskiego, a „drudzy niech mi zaraz powracają do mnie do Łobżenicy”. Kata zaś należało przestrzec, „żeby ciągnieniem nie tak bardzo przykrzył, tylko ogniem, i to w nieszkodliwe miejsca”. 

Owego, niespotykanego chyba często eksperymentu, z pławieniem niewinnych dzieci, dokonano w sobotę 1 czerwca 1692 r. Najpierw na wodę puszczono Wawrzyńca Czyża, liczącego około 15 lat, syna kmiecia ze wsi Gromadno, a następnie dwunastoletnią Annę, córkę Kaczynki, komornicy z Gromadna. Oboje „po wierzchu pływali”. Następnego dnia, w niedzielę, eksperyment powtórzono. Tym razem pławiono inne dzieci, a mianowicie liczącego 12 lat syna niejakiego Tomali, służącego we dworze w Falmierowie, oraz Katarzynę, córkę zagrodnika z Falmierowa. Pławił je tym razem nie kat, lecz niejaki Domaracki, sługa pański, i nie w wodzie pod Młotkowem, ale w wodzie, która stała za dworem falmirowskim „na Kopcach”. Dzieci pławiono trzy razy, za każdym razem związane, lecz nie tonęły. Mimo tego, że próba wody, w trakcie której okazało się, że na powierzchni utrzymują się również dzieci, bez wątpienia nie mające nic wspólnego z uprawianiem czarów, pokazała, że pławienie jest niewiarygodnym dowodem, że oskarżone kobiety są czarownicami, procesu nie zakończono. Nie wiemy, jak sędziowie wytłumaczyli sobie owo utrzymywanie się dzieci na powierzchni wody, w każdym razie proces był kontynuowany, toczył się już jednak nie we wsi, ale w Łobżenicy, przed sądem wójtowskim. 

Dnia 6 czerwca 1692 r., rozpoczęto trzecie tortury. W składzie sądu znaleźli się teraz Stanisław Nawrocki, delegat burmistrza, i ławnicy wójtowscy Marcin Didrichowski, Jerzy Baranowski i Szymon Wincenty. Wzięta na trzecie tortury Barbara zeznała, że przed trzema laty Drabcyna (Drobcina) z Młotkówka zadała jej „pokuśnika” w chlebie. „Pokuśnik” obcował z nią tej samej nocy, ale „zimne miał”. Chodził zaś ubrany po niemiecku w czerni, nosił kapelusz. Owa Drabcyna już nie żyje. Nic więcej nie zeznała, a „była na torturach przez godzinę całą”. Nie chciała również nikogo wziąć na swoje sumienie, tzn. nie powołała żadnej innej kobiety. Następnie torturowano Annę z Żelaznego, która nie przyznała się wprawdzie do tego, że jest czarownicą, ale opowiedziała sędziom, że gdy „za dziewczynę w Tłukomiu służyła u brata Tomasza Żołny, gdzie tam opętaną żonę tegoż brata mego…, przez niedziel dwie w komorze przechowywał, od której ja musiała wymiatać”. Gospodyni wysłała ją też po piwo do karczmy, „jakem je przyniosła, zaraz oważ opętana wołała na gospodynią, żeć ta dziewczyna diabła w tem piwie przyniosła”. Anna, nie poczuwając się do winy, poskarżyła się na to do dworu i potem do Złotowa, do wojewodziny poznańskiej. Ta przysłała po opętaną kobietę. Wzięto ją na tortury, a następnie spalono. Nie powołała ona jednak Anny, która i teraz uważa, że jest niewinna. Trzecią torturowaną tego dnia kobietą była Katarzyna, rybaczka z Falmierowa, która „skoro na drabkę wzięta” zaczęła opowiadać, jak to Sadowa, która mieszkała w Falmierowie, ale już umarła, oddała jej kiedyś pożyczoną mąkę, z której to najpierw zrobił się ptak, „jak kur wielki”, a następnie „pokuśnik”, który był w szatach niemieckich, pod piórem w kapeluszu, na kurzych nogach. „Zaraz mnie namawiał, abym mu powolna była” co mu się udało, gdyż spała z nim. Bywała na łysej górze, która znajdowała się w różnych miejscach, „osobliwie w Młotkowie”. W trakcie pobytów na łysej górze tańcowała, a na skrzypcach grywał Jan Papieżów, który dostawał za to od diabła po 3 gr, które to pieniądze „pokuśnik” zabierał ludziom. Musiała się wyprzeć Boga i Matki Boskiej, została również ochrzczona przez diabła, a jej chrzestnymi byli Jan Papieżów i Derlina z Gromadna. Diabeł jej miał na imię Jakub. Powołała jako czarownice: Barbarę ze szpitala, „która nam posługuje na łysej górze”: Wachową z Gromadna, „która na czynszu siedzi”; Reginę, dziewkę służącą u Jana Grzywy z Gromadna; Bajczynę, zagrodniczkę z Falmierowa, która bywała na łysej górze i tańcowała z „pokuśnikiem”, oraz starą Labuikę i jej córkę Franczkową. Przyznała, że na łysej górze bywa około dwudziestu kobiet, ale oprócz już wymienionych innych nie może powołać, bo ich nie zna, jako że „sobie ćwiertkę na głowę stawiają i fartucham i się okrywają”.

Proces o czary, Źródło: http://gazetacodzienna.pl/
Proces o czary, Źródło: http://gazetacodzienna.pl/

Na czwarte tortury, co było już wbrew postanowieniom prawa chełmińskiego, wzięto Barbarę ze szpitala. W ich trakcie zeznała, że „nikomu nic nie zrobiła, tylko posługiwała” w trakcie swoich pobytów na łysej górze. Widziała, ja k ktoś przygrywał tam do tańca na igle, ale nie wie kto to był. Obecna przy jej torturowaniu była Katarzyna, rybaczka z Falmierowa, która „w oczy” jej mówiła, że Barbara bywa na łysej górze. Czwarty raz torturowano również Anne z Żelaznego. W trakcie trwających pół godziny mąk nie przyznała się jednak do niczego. Na tortury wzięto dziewkę Reginę, służącą u Kotarskiego w Gromadna; w trakcie pierwszych mąk do niczego się nie przyznała. Na drugich torturach przyznała się do bywania na łysej górze pod Młotkówkiem. Diabła, przed pół rokiem, zadała jej Derlinaw chlebie, na imię mu było Jan, chodził ubrany po niemiecku w szarej sukni, w kapeluszu z piórem. Po raz pierwszy pokazał się jej w jej izbie, gdzie sam a spała i zaraz z nią obcował jak mąż z żoną, „ale mi się nie spodobało, bo zimne miał”. Zabronił się jej żegnać. Gdy po raz pierwszy miała się udać na łysą górę, przyjechały po nią Derlina i Bujacka w kolasie zaprzęgniętej w parę gniadych koni. W trakcie pobytu na łysej górze została ochrzczona, matką chrzestną była Bujacka, natomiast kto był ojcem chrzestnym, to nie wie, bo nie mogła go poznać, podobnie zresztą jak i księdza, „bo się ubrał w kcięskie szaty i brodę miał siwą wielką”. Na chrzcie nadano jej imię Kachna. Diabeł ją bijał, gdy m u nie chciała roboty dawać, ale gdy kazała m u wodę z jeziora wylać, to nie chciał. Kazała swemu gospodarzowi udusić wołu za to, że jej nie chciał zapłacić za pracę. Kępce natom iast udusiła jałowicę, bo jej nie chciał pogłównego odpuścić. 

Dnia 7 czerwca 1692 r. na pierwsze tortury wzięto powołaną w toczącym się procesie Katarzynę Derlinę z Gromadna, która mimo że była przez godzinę torturowaną nic nie zeznała. Na drugich torturach także nie przyznała się do tego, aby miała być czarownicą. Skonfrontowano ją więc z Reginą, która ją powołała, i ta „jej w oczy powiedziała”, jak to Derlina ponią przyjechała w kolasie złocistej zaprzężonej w piękne gniade konie i zabrała ją na łysą górę. Gdy Derlina stwierdziła, że Regina bredzi, sędziowie, widząc jej „zatwardziałość”, kazali ponownie oddać ją w ręce kata. Wówczas Derlina poprosiła, aby już więcej nie była męczona. Zeznała, że przed trzem a laty na odpust w Gromadnie przyszła Jadwiga, żona Żydka z Żelaznego, i zadała jej w „stułce” gomółki tegoż „przeklętnika”, który pokazał się jej wieczorem, gdy wyszła przed dom. Ubrany był po niemiecku, w czerni, w kapeluszu. Gospodarza wówczas w domu nie było. „Pokuśnik” prosił ją, aby nikomu o nim nie opowiadała, nawet mężowi, a będzie się dobrze miała i obiecywał, że nie opuści jej do śmierci. Bywała n a łysej górze, gdzie do tańca grywał im Ja n Papieżów z Falmierowa. Jadali tam „mięso takowe, co zdychało kom u”, pijali piwo, wszystkiego było dostatek. Na łysej górze bywały; Blachowa z Falmierowa, rybaczka, Barbara ze szpitala, Mrelina, Koziołkowa i Kępczyna z Gromadna. Na koniec Derlina przyznała, że udusiła „Mrelowy dwa woły, którem kazała pokuśnikowi, bo zawsze chciał roboty, także też Koziołkowy dwie krowie kazała udusić i wołów trzy”. 

Dnia 9 czerwca 1692 r. ponownie torturowano Barbarę ze szpitala, która jednak nikogo nie powołała. Natomiast Katarzyna Derlina odwołała pomówione wcześniej przez siebie kobiety, nie odwołała jedynie Jan a Papieżnika, mającego na łysej górze grywać na igle do tańca. Wzięto go najpierw na próbę wody, podczas której utrzymywał się na powierzchni, a następnie wysłano na tortury. Przyznał się do bywania na łysej górze, ale — jak stwierdził — nie zna wielu czarownic, poznał jedynie Błachową z Falmierowa. Sędziom to nie wystarczyło, więc „tak pociągniony, że już dalej ciągnąć kat nie mógł, nic więcej nie zeznał, tylko lada co bajał”. Zapadł ostatecznie dekret, w którym „sąd burmistrzowski, jako i wójtowski” uznał za czarownice następujące oskarżone: Katarzynę Błachową, rybaczkę z Falmierowa, Barbarę ze szpitala w Gromadnie, Katarzynę Derlinę z Gromadna i Reginę, służącą u Kotarskiego w Gromadnie. Skazane zostały wszystkie na śmierć na stosie. Natomiast Anna z Żelaznego, która wytrzymała tortury i nie przyznała się do niczego, została uwolniona od stawianych jej zarzutów, ale wyrok musiał zatwierdzić właściciel miasta. Ten zaaprobował wyrok uniewinniający, lecz nakazał wygnać Annę z jego dóbr. 

Wyrok wykonano 10 czerwca 1692 r. w Falmierowie, w obecności Wojciecha Drzewickiego, wójta łobżenickiego Jana Kazimierza Florkowskiego oraz Pawła Fabiana i Jerzego Baranowskiego. Nie wiadomo, jaki wyrok zapadł w sprawie Jana Papieżnika.

Źródła:

  • Wijaczka J., „Proces o czary we wsi Młotkowo w 1692 roku”, Odrodzenie i reformacja w Polsce T.48 2004 r. str. 161-170.

 

Komentarze

Dodaj komentarz

mood_bad
  • Jeszcze nie skomentowany.
  • chat
    Dodaj komentarz
    keyboard_arrow_up