Strona główna » Blog » Kultura » Podania i legendy » Masoneria » Ja wszystko widzę… O farmazynie z Poborcza
Opowieść toczy się w folwarku niemieckiej wolnomularskiej rodziny Mathews (obecne Poborcze, Gmina Zakrzewo) na początku II wojny światowej. Tereny te zamieszkiwali również Polacy, którzy nazywali się „Niemcami drugiej kategorii” (polska narodowość, obywatelstwo niemieckie). Prowadzili oni swoje małe gospodarstwa, ale pracowali też w niemieckich folwarkach. Wśród takich pracowników były dwie nastolatki. Pomieszkiwały i pracowały we wcześniej wspomnianym folwarku. Zajmowały tam małą komórkę, gdyż w porze żniw pracowały do późna i nie opłacało im się wracać do domów. Z opowieści kobiety, która była jedną z dziewczynek wynikało, że bardzo się go bały i najchętniej unikały spotkania z nim twarzą w twarz. Przyszedł jednak dzień, gdzie Pan wezwał obie dziewczyny do siebie i dał specjalne zadanie – miały wyzbierać wszystkie jabłka w sadzie i zamknąć je w spiżarni. Miły na to czas do powrotu właściciela, który swoją dorożką wyjechał do miasta. Zastrzegł tylko jedno – pod żadnym pozorem nie mogły wziąć żadnego jabłka dla siebie. Nastolatki nie czekając nawet na wyjazd gospodarza od razu rzuciły się po koszyki i pobiegły do sadu. A jabłek było od zatrzęsienia, więc musiały się nieźle uwijać, żeby zdążyć do powrotu właściciela. Zbierając jabłka naszła je ogromna ochota na spróbowanie. Były takie dorodne i soczyste, ale ciągle słyszały w głowie ostrzeżenie gospodarza. Żeby zdążyć wyzbierać owoce w wyznaczonym czasie, zrezygnowały nawet z obiadu. Udało im się wypełnić zadanie do przyjazdu właściciela, choć już zrobiły się późne godziny. Pozanosiły jabłka do spiżarni i nie czekając na nic, pobiegły szybko do swojej komórki udać się spać. Szybko zaczęły się rozbierać i wtedy jednej z nich wypadły z fartucha jabłka. Jej koleżanka pobladła i omal nie zemdlała jak to zobaczyła. Zaczęła jej tłumaczyć, że „On” o wszystkim się dowie i spotka je kara. Tamta tłumaczyła zaś, że jakim cudem ma się dowiedzieć, skoro tych jabłek były takie ilości, że nikt by się nie doliczył. W trakcie tej kłótni, z podwórka dobiegł odgłos końskich kopyt i kół dorożki – gospodarz wrócił. Spanikowane dziewczyny rzuciły się do drzwi, aby je zamknąć. Do ich lokum prowadziły dwie pary – pierwsze zamykane na haczyk, drugie na klucz. Zabezpieczyły obie pary, a dla pewności, że nikt nie wejdzie, wewnętrzne drzwi podparły miotłą i dostawiły ciężkie wiadro z popiołem. Same skuliły się na łóżku w kącie i przerażone czekały na rozwój wydarzeń. Pokój rozjaśniał tylko słup światła księżycowego, który wpadał przez jedyne okno. Nagle światło zaczęło bladnąć, a na ścianie zarysowała się cień postaci mężczyzny w wysokim kapeluszu. Szedł po nie. Jak to zobaczyły, oblały się zimnym potem. Cień tak szybko zniknął, jak się pojawił. Wtedy usłyszały jak ktoś łapie za klamkę pierwszych drzwi i próbuje je otworzyć, jednak haczyk to uniemożliwiał. Uspokoiły się trochę i pomyślały, że udało im się powstrzymać gospodarza przed ich skarceniem. Nic bardziej mylnego. Gdy tylko to pomyślały, usłyszały odgłos zsuwającego się haczyka z uszka i skrzypienie zawiasów drzwi – wchodził do środka. Wtedy panika sięgnęła zenitu, ale cały czas miały nadzieję, że nie sforsuje drugich drzwi. Znów powtarza się sytuacja – skrzypiąca klamka opada w dół i słychać napieranie na drzwi. Zamek skutecznie je blokuje. Po chwili zaczyna dobiegać dźwięk przekręcającego się klucza i dziewczyny widzą, jak klucz od ich strony pokoju zaczyna się obracać. Przez głowę przebiegła im tylko jedna myśl – nie ma ucieczki. Dopełnieniem całej sytuacji był trzask przewracającej się miotły i przeraźliwy dźwięk przesuwającego się po podłodze wiadra z popiołem, które miało utrudnić dostanie się do pokoju. Wtedy nagle z podwórka dobiegł odgłos końskich kopyt i dorożki. Przez okno na drzwi pada światło z latarni wozu. Dziewczyny nie mogą uwierzyć własnym oczom – drzwi są zamknięte, a wiadro i miotła stoją, tak jak je zostawiły. Podbiegają i łapią za klamkę – znów niemożliwe – drzwi są zamknięte na klucz. Przekręcają klucz, otwierają je, a przed nimi kolejna para zamknięta na haczyk. Otwierają również i te, a przed nimi ukazuje się gospodarz wjeżdżający na podwórko. Spoglądają na niego przez uchylone drzwi, a ten uśmiechnął się do nich i pogroził ręką. Taką sobie wymyślił dla nich nauczkę za złamanie zakazu.
Komentarze