Strona główna » Blog » Kultura » Gwary Krajny
Próbując podjąć wyzwanie charakterystyki gwary Krajny i ujednolicenia jej na całe terytorium regionu, napotyka się na pewien problem. A polega on na tym, że mowa mieszkańców północnej Krajny różni się znacząco od mowy np. rodowitych mieszkańców południa tego obszaru. Wszystko przez wpływy kulturowe sąsiadujących z naszą małą ojczyzną regionów. I tak północni mieszkańcy mają w swojej gwarze wspólne elementy z gwarą kaszubską, a im bliżej Noteci napotykamy wpływy wielkopolskie. Badacze gwary krajeńskiej zauważają nawet, że mowa mieszkańców sąsiadujących ze sobą wiosek różni się od siebie choćby w nazewnictwie tych samych przedmiotów czy rzeczy. A oto jak charakteryzuje gwarę Pani prof. Jowita Kęcińska-Kaczmarek, autorka „Małego słownika gwary krajeńskiej”:
Najbardziej wpadającą w ucho charakterystyczną cechą mowy Krajniaków jest wymowa ć dź w miejsce zmiękczonego k lub g, np. cieszeń zamiast ogólnopolskiego kieszeń, wieldzi w miejsce wielki (stp. wielgi). Stąd też określenia świadomych swych odrębności językowych Krajniaków, gdy mówią do przybyszów o krajeńskich dziewczynach, które mają dzibcie, cieńcie, dłujdzie nojdzi jak patyci (albo witci). Ta cecha nie występowała na całym terenie w jednakowym nasileniu, im bliżej terenu zamieszkałego przez Kaszubów (a więc na północ), tym bardziej.
Od języka ogólnopolskiego różni się gwara (większość gwar) fleksją. Słownik w zasadzie takich zjawisk nie ma jak uchwycić, podając tylko jedną, słownikową formę wyrazu. I tak np. w odmianie czasowników w liczbie mnogiej trybu rozkazującego mamy w gwarze formy typu: idźta! róbta! pijta! W celowniku liczby pojedynczej rzeczownika ojciec Krajniacy używają formy ojcowi, nie ogólnopolskiej formy ojcu. Tych różnic, bardzo zresztą ciekawych, zachowujących często formy bardzo stare, jest w gwarach wiele.
W odmianie czasowników wyróżnia się Krajna (i Kaszuby) ciekawymi formami rozkaźników kierowanych do małych dzieci: idźkaj! ziuźkaj! jodaj! lotkaj!
Zdrobnienia drugiego stopnia typu zwonyszek, wionyszek, gornyszek są wspólne dla gwar krajeńskich i zarówno sąsiadujących z nimi gwar wielkopolskich jak i kaszubskich.
Bardzo ciekawie budowane są formy wyrazów pochodzących od nazwisk, a oznaczających dzieci typu: Klimkoc (od Klimek), Zychoc (od Zych), Stypic (od Stypa). Ich rodowód jest bardzo stary; tak w staropolskim tworzono nazwy odojcowskie, np. od król>królewic, od wojewoda>wojewodzic, od podczaszy>podczaszyc itp. Formanty –owic, -ewic w skróconej formie ostały się właśnie na Krajnie i Kaszubach.
Tylko na Krajnie zanotował Kazimierz Nitsch charakterystyczne nazwy drzew owocowych: tereśniorka, jagodziorka, kruszczorka, wiśniorka, śliwczorka, jabłczorka obok kruszczonka, jagodzionka, wisionka, śliwczonka, jabłonka. Wśród starszego pokolenia Krajniaków te nazwy używane są do dzisiaj.
Takich ciekawostek znalazłoby się więcej, zostawiamy je jednak do słownika omawiającego gwary Krajny bardziej szczegółowo.
Często słyszało się (słyszy?) uwagi, że gwary Krajny zawierają sporo germanizmów. Krajna Złotowska przez ponad 170 lat znajdowała się pod zaborem pruskim (pozostała część Krajny nieco krócej). Językiem szkół, urzędów, dokumentów był język niemiecki. 170 lat to kilka pokoleń użytkowników języka. Jest więc rzeczą zaskakującą, że przez tak długi czas język Krajniaków pozostał prawie niezmieniony i że tak niewiele przejął wyrazów niemieckich (według różnych obliczeń stanowi to 5 – 10 %). A były to najczęściej wyrazy nazywające przedmioty, sprzęty, zjawiska wchodzące dopiero do codziennego użytku, nie mające swego odpowiednika w gwarze, stąd np. krymer a nie kultywator, bonkafa lub bliższa mieszkańcom Krajny kawa bonowa, nie kawa (prawdziwa), w odróżnieniu od kawy zbożowej, którą się wtedy powszechnie pijało, fligier – samolot. Z niemiecka określano też instytucje i zjawiska, które dopiero się pojawiły i to tylko w języku niemieckim. Znana jest powszechnie tu (i na Śląsku) bana – bahnhof, czyli stacja kolejowa (używana też w znaczeniu pociąg).
Ale nawet w takich wypadkach szybko polonizowano nowe wyrazy. Warto tu przypomnieć nawiasem, że i bardziej ogólnopolski dworzec (kolejowy) jest pochodzenia rosyjskiego, bo to podczas zaborów wprowadzano na ziemiach polskich (w Królestwie) pierwsze linie kolejowe.
Krajniacy przyswajali też sobie inne przydatne w życiu wyrazy niemieckie, przystosowując je jednocześnie do własnej fleksji (odmiany). I tak najczęściej prajselbery (z nm. borówki) były zwane przez nich prejslokami, a w szafie kuchennej stały paradne tasci (nm. Die Tasen – filiżanka), wędrus podpierał się rajzociem (rajzok – kij do podpierania z nm. Reisen – podróżować).
Proces przejmowania wyrazów niemieckich przez użytkowników gwary nie był wcale znaczniejszy niż współczesny nam proces przejmowania np. wyrazów angielskich (szczególnie w sferze komputeryzacji czy w handlu). Germanizmy były więc po prostu przejawem funkcjonujących koło siebie i wzajemnie (bo były i procesy odwrotne) na siebie oddziałujących kodów językowych.
Język gwarowy odzwierciedla też wyraźnie tendencję mowy w dążeniu do ekonomiczności: powiedzieć niewiele a trafnie. I tak np. słowo najwoleć – najbardziej chcieć, lubić, pokazuje jak jednym słowem wyraża Krajniak to, co w języku ogólnopolskim trzeba wyrazić przynajmniej dwoma słowami, sor – to samiec sarny, stronować – trzymać czyjąś stronę, malki – farbki wodne, akwarele, sapa – katar, pochwalić – to powiedzieć: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”.
Gwara, mimo iż ma coraz mniej użytkowników, jest językiem żywym, jak każdy język. Tworzy wyrazy nowe, na potrzebę swoich czasów. Ponieważ w wiosce zwykle mieszkała nauczycielka przedszkola, jej mąż nazwany został przez miejscowych przedszkolankiem, serek homogenizowany (którego przecież przed wojną jako żywo nikt nie znał) to po prostu homo, zaś uszy pejoratywnie to – urbany…
Co chyba jednak dla wszystkich kochających historię najważniejsze (a każdy z nas powinien wiedzieć jak najwięcej o tym, co było i jak, znać historię swoją i najbliższej okolicy), to fakt, iż w gwarach najlepiej zachowały się wyrazy stare, niektóre bardzo stare, których śladu próżno szukać w języku ogólnopolskim. I tak np. wyraz kazub – którego Krajniacy używają w znaczeniu – brzuch, wielki brzuch, znany był już w staropolszczyźnie i oznaczał pierwotnie koszyk z kory, łubu na jagody, grzyby, drób, plotka oznacza wcale nie obmowę, lecz wstążeczkę, tasiemkę, wplataną we włosy dziewcząt, sklep to piwnica, znajdująca się często pod podłogą izby (a mająca przecież sklepienie), pluta to bagniste czy błotniste miejsce, zaś srebro do tej pory nazywa się często na Krajnie śrybłem.
Wiele zachowanych wyrazów gwarowych odzwierciedla niektóre zwyczaje, obrzędy, zachowania, postępowanie, mówi też o sprzętach, narzędziach dawno już nie używanych. Np. sztremple (resztki piór pozostałych po darciu) szportowni uczestnicy darcia wyrzucali komuś dla szportu (dla żartu) pod drzwi, gdy późną nocą rozweseleni dobrym poczęstunkiem wracali do domów. Dźwierze i furtci w ostatnią noc starego roku były wyjmowane z zawiasów i wynoszone na drugi koniec wsi (a czasem jeszcze dalej…), często zaś w wieczór poprzedzający wesele poltrownicy poltrowali przed domem panny młodej. Gospodynie używały cierzenek do robienia masła, przędły wełnę na kołku, kiedy w tym czasie mężczyźni na szuńdach przynosili węborci pełne świeżej wody. (…)
Są i w naszym państwie społeczności, które się nigdy nie wyrzekły swego pierwszego języka. Na Podhalu, na Śląsku, na Kaszubach każdy szanujący się inteligent mówi dwoma językami: tym, z którym się urodził i wychował, oraz ogólnopolskim. Od rolnika mieszkającego na wsi po profesora wszyscy rozmawiają ze sobą w swoim języku. Na tym polega bogactwo duchowe i umysłowe tych społeczności i siła ich przebicia wobec całego narodu. Jeśli z takim poczuciem dumy i odpowiedzialności za to, co posiadamy, będziemy trwać we wspólnocie zjednoczonych narodów – nie musimy się obawiać, że naszą tożsamość gdzieś zgubimy.
Źródło:
Komentarze